sobota, 7 maja 2011


Stare i Nowe


    Z duchowego punktu widzenia świat to pustynia, gdzieniegdzie okraszona jakąś rodzynką oazy, namiastką duchowej wody. Niektórzy ludzie próbują na niej budować swoje dzieła, imperia. Inni starają się zapewnić jakiś spokojny zakątek, dla siebie i swoich bliskich. Są wreszcie tacy, którzy mówią o Bogu, a nawet zalecają służyć mu. Opowiadają oni, że Bóg znajduje się na skraju pustyni. Ludzie, którzy pragną go znaleźć, podążają we wskazanym kierunku. Znajdują tam potężny monolit skalny, ścianę sięgającą wszechświata i zasłaniającą cały widnokrąg.
     Był pewien człowiek, który również chciał służyć Bogu. Kiedy znalazł się przed ścianą, zobaczył, że niektórzy wspinali się bez asekuracji, raniąc swoje dłonie i stopy na ostrych krawędziach, inni używali lin i haków. Najbardziej zadziwiający był widok ludzi doczepiających sobie skrzydła, oraz używających wyrzutni w celu szybszego dostania się na wyższe partie skały, którą wszyscy nazywali Bogiem. Najbardziej szczęśliwi wydawali się wybrańcy, zdobywcy półek skalnych. Na nich zakładali swoje obozy. Utwierdzając się w swoim gnieździe, rozpoczynali swoją misję pouczania tych, którzy uczepieni skały szukają oparcia i rozglądają się za odpowiednim występem.
Mówili do nich: „Śmiało, więcej wiary, patrzcie na nas, my jesteśmy mocni, zdobyliśmy sami nasze półki skalne, gdzie możemy odpocząć!”. Nie zauważają jednak tego, że ponad ich głowami wznosi się niebotyczny monolit.
      Nasz bohater również zdecydował się rozpocząć wspinaczkę. Ponieważ nie było go stać na nic innego, użył do tego celu swojego ciała, dziękując Bogu, że dał mu ręce i nogi.
Wspinaczka była ciężka. Gdzieniegdzie występ w skale był trochę większy i dawał możliwość wytchnienia, lecz przeważnie były to ostre i płytkie krawędzie. Nie przypuszczał, że będzie to aż tak wielki mozół. Przez cały czas słyszał nawoływania wybrańców z półek skalnych „miejcie wiarę, popatrzcie na nas”. Po drodze był świadkiem kilku nieprzyjemnych scen walk pomiędzy tymi, którzy jednocześnie zdobyli półkę. Czasami ludzie odpadali od skały i spadali w dół. W jego własnej „służbie” nic się nie zmieniło, a wręcz stała się ona pełna cierpień i rozczarowań. Za każdym razem, gdy dochodził już do granic wytrzymałości, myślał sobie: „Muszę wytrwać. Muszę wierzyć. Wiem, że ty Boże widzisz mój wysiłek i mój ból. Robię to przecież dla ciebie! Wiem, że mnie widzisz i pomożesz mi. Tak! Na pewno mi pomożesz!”
   Kiedy tak myślał, duma z samego siebie pomagała w wysiłku. Lecz po jakimś czasie ręce i nogi drętwiały i odmawiały posłuszeństwa. Wybuchał wtedy płaczem i krzyczał: „Boże! Gdzie jesteś?” Odpowiedział mu tylko świst wiatru „Nie wytrzymam dłużej! Już nie wytrzymam!”. Wreszcie obolałe ręce odczepiły się od ostrych krawędzi -Rezygnuję!- westchnął i pofrunął bezwładnie w dół.
    Ocknął się czując pod plecami piasek pustyni, odwrócił głowę. Falujące rozgrzane powietrze otaczało rozmazane sylwetki podnoszących się nieporadnie ludzi. Nie był jedynym, który odpadł od skały. Większość z tych przegranych ludzi odwracała się i krzycząc w gniewie „Nie ma Boga! To mrzonki!”, odchodziła do swoich zajęć na pustyni. Lecz były tam też inne głosy. Przedtem nie zwrócił na nie uwagi, lecz zdał sobie sprawę, że słyszał je również wtedy, gdy rozpoczynał swoją wspinaczkę. Co mówiły te głosy? Wytężył słuch: „Są drzwi...”. Jeszcze raz skupił uwagę i wsłuchał się, aby nie uronić nawet słowa: „Przecież są drzwi, zostawcie wspinaczkę, można się tam dostać przez Drzwi!”
       Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Lecz jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy rzeczywiście zobaczył przed sobą drzwi. Okazało się, że były tam one przez cały czas, lecz jego oczy nie widziały, gdyż uszy nie słuchały! Bardzo uradowany podbiegł do nich, aby przedostać się na drugą stronę. Czekała go tutaj następna niespodzianka. Drzwi nie miały klamki, a na dodatek, były zamknięte. Wziął lekki rozpęd i spróbował je wyważyć. Nic z tego. Ani drgnęły. Usiadł na piasku zrozpaczony i zaczął głośno płakać.
   -Posłuchaj mnie chłopcze! - usłyszał nagle za swoimi plecami. Odwrócił się i zobaczył lekko przygarbionego starca z długą, siwą brodą. Szedł w jego stronę powoli, podpierając się laską. Gdy się przybliżył, usiadł na leżącym obok, dużym kamieniu.
    - zamiast walić w drzwi, lepiej zobacz co jest na nich napisane.
Bohater przetarł oczy i spojrzał na drzwi. Rzeczywiście był tam krótki napis „Zbawienie przez wiarę – On zrobił wszystko”
   -Co to znaczy?- spytał starca
   -Zabawienie przez wiarę, to znaczy zbawienie przez wiarę. Nic innego- uśmiechnął się staruszek
   -Ale ja przecież wierzę! Dlaczego te drzwi są zamknięte?
   -Drogi chłopcze- tutaj nie obowiązują prawa, których nauczyłeś się podczas wspinaczki po skale. W kogo wierzyłeś, gdy wytężałeś wszystkie siły?
   -W Boga! Wierzyłem w Boga – nasz bohater zaczął się trochę niecierpliwić
   -Tam na skale- starzec spojrzał na niego spokojnie – wierzyłeś w siebie, wierzyłeś w swoją wolę, w swoje siły. Byłeś dumny ze swojego poświęcenia. Tak naprawdę, chciałeś błyszczeć przed wszystkimi na jednej ze zdobytych przez siebie półek skalnych.
Rzeczywiście, w tym momencie coś się otwarło w jego głowie, wpuszczając więcej światła.
   -Jeśli chcesz być zbawiony przez Boga – ciągnął starzec – otwórz całe swoje pragnące serce przed Tym, który dla ciebie stał się człowiekiem. Bóg we własnej osobie przyszedł na pustynię, aby złożyć tam swoje własne życie za ciebie. To On sam przygotował dla ciebie drogę do Boga. Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, Syna Boga i będziesz zbawiony. Czym jest wiara? Jest ona pewnością (Hebr. 11,1) A czym jest pewność? Czy widząc szarość nieba zwiastującą nadchodzący po nocy poranek, próbujesz jeszcze wmawiać sobie, że zza horyzontu wyjrzy słońce? Czy nie jesteś tego pewien? Głęboko w swoim duchu – wiesz! Wiesz, że Chrystus Jezus dał ci swoje życie, abyś żył na wieki! A dlaczego wiesz? Bo On to powiedział! On jest zapowiedzią nadchodzącego dnia i żadna siła na tym świecie nie powstrzyma wschodzącego słońca!
Drzwi się otwarły. Nasz bohater klęczał na przemian śmiejąc się i płacząc. Starzec gdzieś zniknął, lecz on zobaczył za drzwiami Chrystusa Jezusa, Pana i Króla ukrzyżowanego. Niepojęta ulga i pokój, spływające na jego serce, rozrywały więzy strachu i potępienia. Po raz pierwszy w życiu mógł powiedzieć – Sam Bóg zbliżył się do mnie! Chwała! Chwała! Chwała! Był szczęśliwy.


    Przez bardzo długi czas nasz bohater cieszył się swoim zbawieniem. Odchodził na pustynię, aby powiedzieć innym o swoim szczęściu, potem znowu przychodził pod krzyż, aby nabrać sił przed następnym wyjściem na pustynię. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że teraz już wie jak powinien służyć Bogu. Teraz przecież jego wiara jest mocna. Mógłby przecież z nowymi siłami spróbować zdobyć największe półki skalne. Tym razem był mądrzejszy, zaopatrzył się w haki i liny, oraz odpowiedni ekwipunek alpinistyczny – Pełna inżynieria! - krzyknął z triumfem.
      Teraz dopiera można było powiedzieć o profesjonalizmie! Wspinaczka szła szybko i sprawnie. Już z dołu upatrzył sobie potężną półkę skalną i postanowił ją zdobyć. Udało się! Założył tam obóz. Wiedział jak pouczać innych! Muszą przecież tylko wierzyć! A potem tak jak on mogą działać! Był pewny, że może im wskazać właściwą drogę. Był dumny ze swojej półki skalnej. Miał z niej piękny widok na całą pustynię!
   Minął jakiś czas. Na półce skalnej, która stała się jego twierdzą, zaczęło brakować wody i pożywienia. Do tej pory ludzie wspinający się po skale, których nauczał, z wdzięczności dzielili się z nim swoim prowiantem. Lecz nagle źródło jego zaopatrzenia zaczęło wygasać, a na dodatek jego ubranie starzało się i poczęło pruć. Nie miał innego wyjścia. Zamknął na kłódkę swoją półkę i zszedł na pustynię. Od tej pory był raz na pustyni, raz na półce. Zaangażował się w przeróżne działalności. Będąc jednak na pustyni nie mógł uniknąć kontaktu z błotem i brudem. Pamiętał, że pod krzyżem swojego Pana może się ponownie umyć. Działalność na pustyni pochłonęła go jednak do tego stopnia, że coraz mniejszą uwagę przykładał do faktu, że się brudzi. Aż wreszcie zauważył coś, co go przeraziło. W jego wnętrzu nasilała się pewna zła skłonność, pchająca go w stronę brudnych rzeczy. Było to coraz mocniejsze. Grzech następował za grzechem. Nie pomagały deklaracje poprawy. Przysiągł nawet sobie, że zupełnie skończy z działaniami na pustyni, będzie służył Bogu na swojej półce skalnej. Lecz mimo to, że tam nie miał okazji popełniać grzechów i brudzić się, chęć czynienia grzechu pozostała w nim. Jakaś diabelska siła działająca w jego ciele ciągnęła go do grzechu! Z jękiem rozpaczy zawołał „O Boże! Przecież nie chcę grzeszyć! Panie Jezu, pomóż mi!” (Rzym. 7, 7-25). Płakał, i płakał, i płakał. Nie czuł się godny służyć na swojej półce. Zszedł na pustynię i bardzo długi czas po niej błądził. Nie czuł się jednak godny przyjść do Pana i pod krzyż. Zrozumiał, że jest nędznym grzesznikiem. Co za rozpacz! Pewnego dnia, gdy siedział otępiały w namiocie swojego przyjaciela, słuchał od niechcenia jak ten opowiadał ze śmiechem o jakimś, jak to nazywał, nawiedzonym człowieku, który wygłaszał jakieś dziwne poselstwo na pustyni, mówił „Czy wiecie, że za pierwszymi drzwiami i za krzyżem, są następne drzwi?!”. Gdy to usłyszał, oprzytomniał.
    -Jak to! - krzyknął
   -To co słyszałeś- roześmiał się przyjaciel, ale gdy spojrzał na naszego bohatera, zamilkł i z otwartymi szeroko oczami patrzył jak jego gość w szaleńczym pędzie biegnie przez pustynię w kierunku krzyża.
   Człowiek biegnąc, bił się z własnymi myślami. Przecież wiem dobrze, że tylko się łudzę. Tam przecież nie ma żadnych drzwi, pamiętam doskonale. Istotnie, gdy przybiegł na miejsce, stwierdził to co zawsze – w pustej grocie stał jedynie stary, szorstki krzyż, za nim nie było nic. Niespodziewanie pojawił się obok niego znajomy staruszek.
     -Mamy kłopoty?!- powiedział, uśmiechając swoim zwyczajem.
     -Kłopoty!- powiedział z goryczą w głosie- to tragedia, a nie kłopoty!
Usiadł zły i zbuntowany na kamieniu.
   -Zdawało mi się, że czegoś szukasz.... może jakichś drzwi?- starzec pogładził swoją srebrną brodę z zadowoleniem- to dobrze! To bardzo dobrze!
    -Co jest dobrze?- mruknął poirytowany nasz bohater- tam przecież nie ma żadnych drzwi.
    -Masz rację- odparł – jeśli będziesz próbował ominąć krzyż, nigdy ich nie znajdziesz
    -Ominąć krzyż?
    -Tak! Do następnych drzwi możesz dostać się tylko w jeden sposób. Musisz przejść przez krzyż!
    -Jak to?
    -Przypomnij sobie jak zostałeś zbawiony.
    -Przez wiarę- odpowiedział bez chwili wahania
    -Tak, przez wiarę. Potem byłeś szczęśliwy, mówiłeś wszystkim, że jesteś zbawiony i że oni też mogą być zbawieni. To było bardzo dobre. No i wreszcie przyszło ci do głowy, że możesz służyć Bogu...
    -Czy uważasz, że to było złe?- człowiek przerwał gwałtownie.
Starzec zamyślił się, patrząc w stronę krzyża
   -Musisz zrozumieć jedną rzecz- powiedział poważnie – kiedy zostałeś zbawiony, otrzymałeś cząstkę Ducha Bożego (Efez. 4,24; Kor. 5,17). Stałeś się częścią Chrystusa. Lecz jest też w tobie stary człowiek, którego natura uwikłana jest w grzech.. Jest on pełen chorych ambicji, odstępstwa, buntu. Tak naprawdę kiedy postępujesz zgodnie z jego pożądliwościami utożsamiasz się z nim. Jednocześnie nie masz siły przeciwstawić się. Gdy mu się poddajesz, mając jednocześnie w umyśle świadomość tego co słuszne i dobre, następuje bolesne rozdarcie. Stary człowiek dąży całą siłą swojej natury ku złu, nowy człowiek pragnie całą siłą swojej natury dążyć ku dobru. Czy można odnowić spróchniałe drzewo? Jeśli korzeń jest zły i zepsuty, to czy można oczekiwać dobrych owoców? (Mat. 12, 33-35). Czy Duch Boży musi w mozole wytwarzać dobre owoce? Nie! To wynika z Jego natury! Dziękuj Bogu, że wtedy, gdy zostałeś zbawiony otrzymałeś czystego, dobrego Ducha Świętego, który brzydzi się złem i który ze swojej natury wydaje dobre owoce. Czy rozumiesz istotę konfliktu, który rozgrywa się w tobie?
   -Ale jak mam przezwyciężyć tego starego człowieka?- krzyknął zrozpaczony bohater.
   -Przestań udowadniać sobie, że jesteś dobry- odpowiedział starzec
   -Mam zrezygnować?- pytał zdziwiony
   -On po prostu musi umrzeć, tutaj na krzyżu. Jest zupełnie nieprzydatny i nieużyteczny w Bożym Królestwie (Efez. 4,17-24; Rzym. 6, 1-14). Ten który jedynie jest użyteczny w Ciele Chrystusowym to ten, który się z Niego narodził. Wszystko co się z Niego nie narodziło musi umrzeć. Na drugą stronę krzyża, do zmartwychwstania powstanie tylko ten nowy, narodzony z Ducha człowiek. Lecz aby nastąpiło zmartwychwstanie po tamtej stronie, z tej strony musi nastąpić śmierć. Twoja śmierć! Twój Pan Chrystus Jezus ofiarował swoją krew, aby obmyć cię z grzechów. Jednak Jego krew nie zdoła zmienić starego człowieka. On musi zostać przybity do krzyża! Razem z Panem Jezusem Chrystusem musisz być ukrzyżowany. Nic ze starego nie nadaje się do nowego. Chciałeś służyć Bogu w starym odzieniu. Przyjąłeś nowe wino do starego bukłaka. Nic dziwnego, musiało go rozsadzić.
   -Jak się to może stać, w jaki sposób mogę zostać ukrzyżowany z Panem Jezusem?
  -Tak samo jak zostałeś zbawiony- odparł starzec- przez wiarę. Tutaj jednak następuje kolejny krok, poddanie się Duchowi! Za każdym razem- pomiędzy starym i nowym- musi nastąpić poddanie się, komu się poddasz, ten zapanuje nad tobą. Do tej pory walczyłeś własną mocą i wolą swojego umysłu. Upadłeś! Wiara nie ma nic wspólnego z twoimi zmysłami. Nigdy też nie wytworzysz jej w psychologiczny sposób. Ona jest dana w odpowiedzi na pragnące serce (Judy 1,3; Mat. 14, 27-29). Tak samo jak jesteś przekonany i pewny, że zostałeś w Chrystusie zrodzony jako nowy człowiek, tak samo bądź pewny, że razem z Nim umarłeś i zostałeś już pogrzebany (Rzym. 6, 3-5; Gal. 2,20; Gal. 5,24; Rzym 6, 11; Kol 1, 22-23). I razem z Nim powstałeś z martwych. Duch Boży, który mieszka w tobie jest gwarantem, że będziesz żył Bożym życiem i stałeś się uczestnikiem boskiej natury – następuje to przez narodzenie, nie przez wytworzenie (Efez 1, 3-14; 2 Pt. 1, 1-4)
    Już czas najwyższy, abyś przeszedł przez krzyż!
Światło, które nastąpiło rozproszyło mgłę sprzed oczu naszego bohatera. Zobaczył drzwi! Następne drzwi! Był napis! Co tam było napisane?
Izaj. 55, 8-9 „Bo moje myśli, to nie myśli wasze, a drogi moje, to nie drogi wasze – mówi Pan- Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze”
Zach. 4, 6 „Takie jest słowo Pana... Nie dzięki mocy, ani dzięki sile, lecz dzięki mojemu Duchowi to się stanie”
   -I jeszcze na koniec – dodał starzec- chcę ci powiedzieć już teraz, że nie są to ostatnie drzwi. Będzie ich jeszcze wiele i to coraz wspanialszych i cudownych. Tylko trzymaj się Pana i uwielbiaj jego Imię, a On sam będzie to wszystko objawiał, z chwały, do chwały. Niech Pan Jezus Chrystus otworzy oczy serca naszego, abyśmy wiedzieli jak wielkie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie Jego (Efez.1, 15-19; Efez 3, 14-21)

Ps: „...Pragnącemu dam darmo...” Obj. Jana 22, 17 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz