niedziela, 8 kwietnia 2018

  DOKĄD ZMIERZAMY?



"Niech się zaś ubogi brat chlubi z wyniesienia swego, 
bogaty natomiast ze swego poniżenia, bo przeminie niby kwiat polny. 
Wzeszło bowiem palące słońce i wysuszyło łąkę, kwiat jej opadł, a piękny jej wygląd zginął. Tak też bogaty przeminie w swoich poczynaniach. 

Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują."

List Jakuba 1: 9-12

   Gdy przed dwudziestu ośmiu laty Pan Jezus Chrystus przebaczył moje grzechy i zaprosił mnie do swojego Królestwa, moje serce zostało wypełnione pokojem i radością. To wystarczyło, aby Bóg mógł rozpocząć we mnie dzieło przemiany. Duch, którego otrzymałem od Boga, pozwolił mi zrozumieć Słowo Boże, umieścił mnie w społeczności ludzi, którzy tak samo jak ja, zostali wywołani ze świata. Wszystko inne schodziło na drugi, trzeci plan, lub zupełnie traciło znaczenie.


   Nie zwracałem uwagi na to ile zarabiam, ile mam, co ubieram, jak wyglądam, czy jestem ubezpieczony. Kiedy poznałem moją przyszłą żonę, oboje patrzyliśmy na Jezusa Chrystusa. Pobierając się mieliśmy niewiele, tyle co nic. Oczywiście pracowałem, i to ciężko. Na pytanie: jak będziemy żyć? Odpowiadaliśmy: z łaski Boga.

Zadowalaliśmy się tym, co mieliśmy. Co robiliśmy? Zmagaliśmy się tak jak umieliśmy z brakami i trzymaliśmy się z całych sił wszelkich form społeczności z wierzącymi. Przede wszystkim, mimo drogi pod górką, cieszyliśmy się sobą, naszymi dziećmi i naszym Bogiem.

  Rzeczywistość wokół nas zaczęła się zmieniać. W pewnym momencie w ustach chrześcijan coraz częściej pojawiały się słowa: biznes, pieniądze, samochód, posiadanie, prosperowanie. Społeczność wywołanych, której byliśmy częścią, zamieniła się w karuzelę sukcesów, porywając wszystkich wraz ze sobą. Ten kto nie miał, nie był błogosławiony. Samochodami zaczęły podjeżdżać dzieci Boże, przepoczwarzone w dzieci sukcesu. Nie nadążaliśmy. Z trudem starczało na czynsz, ale wokół wszystko wołało: posiadanie to błogosławieństwo!

  Co miałem odpowiedzieć bratu, który nawrócił się niegdyś na obozie, gdzie wraz z innymi głosiłem Słowo Boże w starych portkach i naciągniętym swetrze, co miałem mu odpowiedzieć, gdy powiedział: Powinieneś mieć też takie błogosławieństwo jak ja, tak długo jesteś wierzącym? Brat ten prowadził firmę i jeździł wtedy BMW.

  Coraz więcej wierzących stawało się posiadaczami lepszych samochodów, domów. Zakładali prosperujące firmy, zmieniał się ich wygląd, ich mowa, ich postawa. 

  Czy próbowaliśmy dołączyć do tej śmietanki wybrańców? Oczywiście, że tak! Gdy narracja prowadzona z kazalnic zmieniła się w indoktrynowanie kierunkujące na sukces materialny, połknęliśmy haczyk, chociaż pęd tej karuzeli przyprawiał nas o mdłości.

  Dałem się namówić do rzucenia pracy na kopalni i przyjąłem propozycję pracy w firmie założonej przez chrześcijan. Wszyscy mówili o sukcesie, więc zacząłem i ja budować w głowie wizje sukcesu. Gdy firma upadła z dużym hukiem w ciągu dwóch lat, zostałem znowu z niczym. Mój zawód był związany z kopalnią, jednak wziąłem odprawę (która w tamtym czasie była dość skromna) i zamknąłem sobie powrót do pracy górniczej.

  Rozpaczliwie chwytałem się każdej możliwej pracy: przedstawiciela handlowego, handlu na targach, handlu balonami, handlu obrusami. Potem sprzedawałem odkurzacze Rainbow i ubezpieczenia. Otoczony ludźmi sukcesu, kipiącymi arogancją i pychą, próbowałem silić się na dobrego sprzedawcę. Efektem było upokorzenie. Gdy zostaliśmy dociśnięci do samych desek w tej nierównej walce, przyjąłem się "na czarno" w firmie budowlanej i jeździłem za groszem po budowach w Warszawie, Białymstoku. Nie mając wtedy zielonego pojęcia jak należy trzymać pacę i kielnię, wchodziłem na rusztowania chcąc zarobić. Moje braki wyszły szybko i musiałem znosić następne upokorzenia, zanim nauczyłem się fachu. Gdy dzieci rozpoczęły szkołę, przeżywaliśmy najgłębszą zapaść. Groziła nam eksmisja.  

  Czy porzuciliśmy w tych przykrych dniach ufność do Boga? Nie! Modliliśmy się, trzymaliśmy się społeczności z wierzącymi. Upokorzeni, odrzuciliśmy wreszcie ze wstrętem ohydną naukę o ewangelii sukcesu. Bóg dał mi pracę, która pozwoliła uspokoić cały ten chaos. Wyskoczyliśmy z tej rozkrzyczanej karuzeli "sukcesu". Nie było kokosów, ale nastąpiła pewna stabilność. To co powinno wystarczyć do życia.

  Nie mamy zasobów, nie mamy samochodu, nie zbudowaliśmy domu. Od początku lat 90-tych poświęciliśmy życie głoszeniu Ewangelii. A może należało raczej korzystać ze sposobności i rozwijać wtedy interes, lub wyjechać na zachód i nabić kasę? Wielu tak zrobiło, chrześcijan i niechrześcijan. Dzisiaj majętności tych ludzi są coraz większe i wspanialsze. Pieniądz przyciąga pieniądz. W takiej atmosferze nie muszą już głosić skompromitowanej ewangelii sukcesu, odżegnują się od niej. Głoszą słowo o zaufaniu, łasce, miłości i wierze. Należałoby się cieszyć. Przykre jest jednak to, że miejsce fałszywej ewangelii sukcesu, zajmuje dziś ewangelia wizerunku, elitaryzmu, statusu, prestiżu.   

Dziękuję Bogu, że nie dopuścił, abyśmy dali się zwariować w gonitwie za mamoną. Dzisiaj jestem wdzięczny Bogu, że nauczył nas poprzestawać na małym, cieszyć się z tego co mamy.  

  Jaka jest prawda? Czy następuje zrównanie biednych i bogatych? Bo przecież to głosiła Ewangelia Apostołów. Posłuchajmy Apostoła (Wysłańca) Jakuba:

Niech się zaś ubogi brat chlubi z wyniesienia swego, 
bogaty natomiast ze swego poniżenia


  Społeczność wywołanych, do których wtedy była skierowana Ewangelia, nie uwzględniała statusu społecznego, wszyscy byli równi. Ubogi siedział obok bogatego bez poczucia zażenowania i upokorzenia. Bogaty równał się z ubogim, z radością przyjmując, że jest na równi z nim przyjęty przez Chrystusa, miał, ale jak gdyby nic nie posiadał. Siedziało obok siebie dwóch takich samych, równych sobie braci, przyjętych łaskawie przez Boga.

Co pisze dalej Jakub?

 "Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. 
Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, 
a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: Usiądź na zaszczytnym miejscu, do ubogiego zaś powiecie: Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego,
to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? 
Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? 
Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania. Czy to nie bogaci uciskają was bezwzględnie i nie oni ciągną was do sądów? 
Czy nie oni bluźnią zaszczytnemu Imieniu, które wypowiedziano nad wami? 
Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie. 
Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców."   

List Jakuba 2: 1-9



    
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz